Adeudatus – tak miał na imię syn Augustyna (późniejszego świętego i doktora Kościoła). Po polsku Bogdan. Jak ja.
Czy Bogdan mógłby być ateistą? Mógłby. I z pewnością niejeden z chodzących po tym świecie Bogdanów ateistą jest. Ja nie. Dzięki Bogu! A oni – ci pozostali – to dzięki komu tymi ateistami są? Są ateistami, czy raczej nie są wierzącymi?
Nasuwa mi się pytanie: Kto zgrzeszył, że tacy są? On, jego rodzice? Czy niewiara jest karą?
Wielokrotnie na kartach Pisma świętego można spotkać stwierdzenie, że „spodobało się Bogu”. I nie chodzi tutaj o jakieś widzimisię. Bóg w tym ma upodobanie. Podoba Mu się. Właśnie tak, nie inaczej. Bóg zrobił, Bóg dał – bo tak chciał, bo tak sobie wymyślił, bo takie było Jego upodobanie.
Jestem, bo Jemu tak się spodobało. I ty. I on. I ona. I oni, one… Wszystko i wszyscy. Ci, którzy wierzą i nie wierzą. Wierzą tak albo inaczej. Co było i co będzie.
Ktoś powie:
Ale chyba nie tak, jak było, jak jest… No, bo chyba jednak coś Mu nie wyszło. Te wojny. Zbrodnie…
Nie umiem na to odpowiedzieć. Na pewno nie jest tak, jakbym chciał. Ale ja nie jestem bogiem – na szczęście. Wtedy to by dopiero było narzekanie. I reklamacje.
Przyjmuję świat i siebie jako dar od Boga. I próbuję go rozpakowywać. I zrozumieć (na tyle, na ile mogę). I tym moim (nie)zrozumieniem chciałbym się podzielić.
I dlatego piszę.
I czytam.
I znowu piszę.